W dzieciństwie oraz w okresie dorastania wydawało nam się, że wiemy wszystko najlepiej. Rodzice? Cóż oni mogli wiedzieć — przecież wychowali się w innych czasach i zupełnie nie rozumieli współczesności. Ich rady? Najczęściej zbywałyśmy przewracaniem oczami, a w najlepszym razie — wysłuchiwałyśmy. Oczywiście tylko jednym uchem, bo drugim od razu wylatywały. Ich przestrogi brzmiały jak czarnowidztwo, zasady wydawały się niczym nieuzasadnionymi ograniczeniami, a lęki — grubą przesadą. Własny rozum zdawał się zupełnie wystarczający. Z biegiem lat coś jednak się zmienia.
Zaczynamy zauważać powtarzalność pewnych sytuacji. Nagle słowa mamy wracają jak echo — i to dokładnie w tych momentach, w których przed laty brzmiały absurdalnie. Potem przychodzi cicha refleksja: mama miała rację. Nie dlatego, że wiedziała wszystko, ale dlatego, że patrzyła z innej perspektywy. Stopniowo dostrzegamy, że wiele życiowych lekcji trafia do nas dopiero wtedy, gdy przeżywamy je na własnej skórze. Czasem bywa to bolesne, innym razem zabawne, ale prawie zawsze jest wzruszające.
- Dorastałam w okresie, gdy na pierwszym miejscu stawiana była kariera - mówi 39-letnia Agnieszka. - Studia były czymś oczywistym, tak samo jak nieustanne porównania z innymi. Presję narzucałam sobie sama. Nocami siedziałam nad książkami i zakuwałam do egzaminów. Musiałam mieć ze wszystkiego piątki, nie było innej opcji. Zupełnie inne podejście miała jednak moja mama. Nie rozumiałam, dlaczego ciągle powtarzała "odpocznij", "wyluzuj", "to nie jest aż tak ważne". Tak jakby nie zależało jej na mojej przyszłości - tłumaczy.
- Chciałam błyszczeć. Na każdym kroku i za wszelką cenę. Wyniki, wyniki i jeszcze raz wyniki - tylko to się dla mnie liczyło. Po studiach znalazłam wymarzoną pracę, ale... po kilku latach przyszło wypalenie, frustracja i depresja. Na terapii powróciły rady mamy. Cóż, miała rację. Już wtedy wiedziała, że ten wyścig szczurów dobrze się dla mnie nie skończy. A przecież nie mówiło się jeszcze o tego rodzaju problemach - zwierza się Agnieszka. - Rzuciłam pracę w korpo, za zaoszczędzone pieniądze założyłam małą kwiaciarnię i... teraz jest mi w życiu dobrze.
Magda, 41-letnia specjalistka HR, w młodości buntowała się, kiedy mama zwracała jej uwagę na wygląd. - Być może lekko przesadzałam ze strojami oraz biżuterią, ale w ten sposób po prostu wyrażałam siebie, swoją osobowość. To, kim jestem. A raczej byłam, bo to przecież miało miejsce lata temu. "Jak idziesz do ludzi, musisz wyglądać porządnie!", słyszałam zbyt często. Doprowadzało mnie to do szału - dodaje.
- Dziś, mając już swoje lata, niechętnie przyznaję: chodziło nie o ciuchy, tylko o postawę, którą sobą reprezentuję. Mama tak naprawdę uczyła mnie szacunku do siebie, tylko ja tego nie widziałam. Nie obwieszam się już biżuterią, ale robię to dyskretnie. Ostatnio zrobiłam sobie prezent na urodziny i w salonie jubilerskim Apart kupiłam naszyjnik z napisem "Mama". I jeden, ale wyjątkowy, zupełnie mi wystarczy - dodaje z uśmiechem.
- Co więcej, teraz mam nastoletnią córkę, która lubi ubrać się, nazwijmy to, wyzywająco. Jak ja kiedyś. I teraz też mi to przeszkadza! - śmieje się. - Ale o tym już mojej mamie nie powiem. Niech spojrzy na mój naszyjnik. Może wtedy zauważy, że zaczynam patrzeć na świat jej oczami - wtrąca z uśmiechem.
- "Zrozumiesz, jak będziesz miała swoje dzieci" - to zdanie w młodości słyszałam nieustannie. Myślałam, że to ze strony mamy wymówka, słowa, które tak naprawdę nic nie znaczą, a kończą każdą dyskusję. No dobrze, nie będę owijać w bawełnę: kłótnię. Bo często się z mamą spierałam, zwłaszcza jeśli chciałam wyjść wieczorem na imprezę. Negocjacjom, o której godzinie mam wrócić, nie było końca. Dla mnie zawsze było za wcześnie, dla mamy - za późno - opowiada 37-letnia Kamila, nauczycielka języka angielskiego.
- W styczniu mój syn chciał pójść na urodziny kolegi. Z nocowaniem. Od razu odmówiłam i stwierdziłam, że na ten temat nie będziemy nawet rozmawiać. Ma dopiero 16 lat, jeszcze przecież za wcześnie! Ale po chwili sobie przypomniałam, że ja również chciałam wychodzić na całe noce, do tego w jeszcze młodszym wieku. Szybko się zreflektowałam i... dogadaliśmy się. No i zrozumiałam, o co chodziło mamie. Lepiej późno niż wcale, prawda? - pyta retorycznie Kamila.
- Przez większość życia starałam się przypodobać wszystkim wokół - opowiada pracująca w przedszkolu 26-letnia Justyna. - Dorastałam w czasach mediów społecznościowych, gdzie liczyło się to, ile masz lajków, serduszek i znajomych. Im więcej, tym lepiej. Choć dawało mi to poczucie wartości, mama powtarzała: "nie każdy musi cię lubić". Głupia gadka, nie? - mówi Justyna. - Dziś patrzę na to zupełnie inaczej - dodaje.
- Zmieniła mnie praca z dziećmi. Zauważyłam, że one już od małego uczą się oceniania siebie przez pryzmat innych. Do niczego dobrego to jednak nie prowadzi, ponieważ zaczynamy robić rzeczy, na które nie mamy ochoty. Trzeba być po prostu sobą. I to staram się przekazać moim podopiecznym. Mówię słowami mojej mamy, prawda? - dodaje.
Katarzyna, dziś 38-letnia projektantka wnętrz, mamę wspomina jako osobę konkretną, ale małomówną. - Mamy moich koleżanek z dzieciństwa często podnosiły głos i pouczały. Potrafiły się nawet... obrazić. Moja tylko na mnie patrzyła, ale patrzyła bardzo wymownie. To spojrzenie wyrażało więcej niż tysiąc słów. Było gorsze niż kazanie - wspomina Katarzyna. I dodaje, że dopiero kilka lat temu zrozumiała, co stało za takim, a nie innym, rodzajem wychowania.
- Cóż, wreszcie zrozumiałam, że mama mi ufała. Kiedy dziś z nią rozmawiam, wspólnie dochodzimy do wniosku, że wiedziała, iż sama wyciągnę wnioski. Kiedy coś przeskrobałam, a - umówmy się - zdarzało się to bardzo często, jej reakcja była niczym niewypowiedziany zawód. To bolało bardziej niż kara - zauważa. Ale... dziś sama stosuje dokładnie taką samą metodę. - Mam dwójkę dzieci. Nie muszę krzyczeć. Wystarczy, że wiem, co się stało i że jestem obok. Tak samo, jak ona kiedyś była.
- Mama nauczyła mnie jeszcze jednego: nagroda o wiele lepiej motywuje do działania niż kara. Bo mama w ogóle nie stosowała kar. Taka taktyka podoba mi się do dzisiaj! Córka upatrzyła sobie kolczyki z napisem "Love" w sklepie internetowym Apart.pl. Jeszcze nie pracuje, więc sama sobie nie kupi. Umówiłyśmy się, że dostanie je w prezencie, jak podciągnie oceny. Dobry sposób, prawda? - śmieje się Katarzyna.
Bo mądrości mam są właśnie jak prezenty. Tyle że nie zawsze otrzymujemy je w ozdobnym, atrakcyjnym opakowaniu. Nie zawsze mamy ochotę od razu je otwierać. Ale... czas działa na ich korzyść. A wtedy odkrywamy, że w środku było dokładnie to, czego potrzebowaliśmy.